Pierwsza część nowego sezonu biegowego miała być zakończona startem podczas jednego z największych w Polsce maratonów – Orlen Warsaw Marathon, który był jednocześnie Mistrzostwami Polski w maratonie. Po zeszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro postanowiłem dość mocno odpocząć i się zregenerować. Do tego stopnia odpoczywałem, że waga dobijała już do 60kg (moja normalna waga startowa to 53kg). Ale wyszedłem z założenia, że im niżej spadniesz tym wyżej się odbijesz.
Przygotowania do wiosny rozpocząłem już w listopadzie. Początkowo tygodniowy kilometraż nie przekraczał 60-100km, ale małymi krokami przyspieszałem, więc ilość i jakość stopniowo wzrastała. Zawsze wychodzę z założenia, że dobra forma musi mieć solidne fundamenty, stąd powoli budowałem wszystkie elementy treningowe. O tym, że wszystko idzie w dobrą stronę świadczyło zwycięstwo podczas Biegu Sylwestrowego w Szydłowie na 10km. Dalej było już tylko lepiej 🙂
Miesiąc | Ilość kilometrów |
---|---|
Listopad | 315,3km |
Grudzień | 413,4km |
Styczeń | 499,2km |
Luty | 599,1km |
Marzec | 775,7km |
Kwiecień | 493,6km |
Najważniejszą częścią przygotowań był obóz wysokogórski w Albuquerque, który był dla mnie bardzo pracowity i zrealizowany w 100%. W tym roku na szczęście obyło się bez żadnych zdrowotnych przygód i do domu wracałem bardzo pozytywnie nastawiony. Do samego końca przygotowań czuć było, że jestem dobrze przygotowany do maratonu. Na miejscu w Warszawie okazało się, że jest dość ambitny plan, bo pierwsza grupa, z którą miałem biec, miała założenie rozpocząć półmaraton w czasie 1:04.30. Co prawda nigdy nie otwierałem tak szybko maratonu, ale mając do wyboru zaczynać samemu w 1:05-1:06 albo w grupie trochę szybciej decyzja mogła być tylko jedna. Bieganie w takiej grupie jest zawsze dużo mniej obciążające niż bieganie samemu, szczególnie jeśli pamiętamy jak dokuczliwy w Warszawie potrafi być wiatr.
Ruszyliśmy. Początkowo grupa była dość liczna i miała około 10 zawodników. Tempo pierwszych kilometrów było sporo wolniejsze od zakładanego (3’08”-3’10”/km), ale był tam też spory podbieg, na który trzeba było wziąć poprawkę. Według oficjalnych pomiarów gdyby biegła z nami zwyciężczyni maratonu z Londynu byłaby na 5 kilometrze przed nami ponad 20 sekund 🙂 Kiedy pacemakerzy zorientowali się, że jesteśmy sporo opóźnieni ostro ruszyli do nadrabiania. Tempo mocno się podniosło i każdy kilometr pokonywaliśmy w około 3’03”-3’04”. Duże straty były na punktach nawadniania, bo panowało tam dość duże zamieszanie. Mieliśmy przygotowane swoje napoje, które były na dwóch stolikach. Na każdym stoliku było 6 bidonów. W tym gąszczu niektórzy zawodnicy stawali w miejscu, żeby zorientować się, który bidon jest ich, co powodowało duże straty cennych sekund.
Połowę dystansu minęliśmy w czasie 1:04.32, czyli dokładnie tyle ile było zakładane. W grupie było jeszcze 8 osób. Wiedziałem, że teraz czeka nas najtrudniejszy odcinek trasy, który będzie pod wiatr. Co więcej w tym miejscu jest odsłonięty odcinek i zazwyczaj bardzo dużo się traci walcząc z wiatrem. Faktycznie tempo spadło, ale prognozowane tempo na mecie było ciągle w granicach 2.10-2.11. Do 30 kilometra dociągnął grupę pacemaker, a dalej zaczęły się szachy. Zostało 3 ciemnoskórych zawodników i ja. Rywale zaczęli coś ze sobą rozmawiać i za chwilę nastąpiły pierwsze ataki. Po pierwszym szarpnięciu starałem się ich utrzymać, jednak gdy zorientowali się, że nie odpuszczam zaczęli się zmieniać na prowadzeniu i rwać jeden przed drugiego. Jeden kilometr pokonali w czasie 2’50”, co było dla mnie zabójcze. Zacząłem odczuwać skurcze mięśni dwugłowych i postanowiłem zwolnić.
Dalsza część biegu to już samotna walka z wiatrem i własnymi słabościami. Starałem się trzymać w miarę równe tempo, ale nie było to łatwe. Wciąż wiejący przeciwny wiatr powodował, że tempo spadało czasem do 3’20”/km. Tak mijały kilometry, a ja skupiałem się, żeby nie tracić za dużo cennych sekund. Poderwałem się jeszcze do walki widząc, że dochodzę jednego z zawodników z Kenii. Mijając go widziałem, że walczy już o przetrwanie. Dobiegłem tak do ostatniego podbiegu na moście w okolicach 40 kilometra i wiedziałem, że jest już tak niedaleko. Trzeba tylko obiec Stadion Narodowy. Widząc ostatnią prostą i tłum ludzi cieszyłem się, że to już ostatnia prosta i koniec walki. Wrzawa jaka mnie tam czekała była cudowna i poniosła aż do mety. Czas jaki osiągnąłem to 2:12.38.
Orlen Warsaw Marathon 2017 był jednym z trudniejszych w mojej karierze, ale jestem niesamowicie zadowolony, że kolejny raz byłem na podium tej prestiżowej imprezy. Do tego udało mi się obronić tytuł Mistrza Polski w maratonie, więc mam sporo powodów do radości. Mimo, że kilka dni po maratonie są problemy nawet z poruszaniem się to wiem, że było warto kolejny raz umęczyć się na trasie i doznać euforii przebiegając linię mety. Teraz czas na regenerację i byle do następnego maratonu 🙂
Poszedłem pokibicować mając nadzieję, że zobaczę Polaka przynajmniej w pierwszej trójce. Stoję na moście Świętokrzyskim i czekam na pierwszego zawodnika. Widzę samochodów z czasem i modlę się żeby zobaczyć „białego” (Artura)… Przebiegł pierwszy Kenijczyk. Myślę, może za chwilę pobiegnie nasz lider. Jednak kolejny czarnoskóry. Pytam jakiegoś kibici czy nie wie co z Arturem, a on mówi, że chyba nie biegnie bo nie było go w pierwszej dwudziestce na 10-km… Myślę, szkoda trochę i idę w kierunku domu… Już sobie wracam i widzę, że w oddali biegnie jakiś „biały” po moście. Aaaa… zerknę kto to i poczekam chwilę. No i biegnie nasza gwiazda 🙂 Kurcze tak się ucieszyłem, że jesteś trzeci, że poza brawami krzyknąłem „ciśniesz mocniej Artur” 🙂 Spojrzałeś tak, jakbyś chciał mnie zabić 🙂 Wielkie gratulacje Artur!!!
Na 40-tym kilometrze to już nawet gałki oczne bolą, więc jak się tak spojrzałem to bardziej znaczyło „co ja tu robię” 🙂 a to, że „białego” nie widzieli to pewnie przez koszulkę, wmieszała się w tłum 🙂 Dzięki za doping!
Gratuluję Panie Arturze,
Szanuję Pana ciężką prace i osiągnięcia! Oby tak dalej! Przed Panem jeszcze szereg wypracowanych na treningach sukcesów!! 🙂
Dziękuję bardzo za te miłe słowa 🙂
gratulacje !!! kiedy kolejny maraton?
Dzięki! W najbliższym czasie będzie decyzja gdzie biegam. Chciałbym pobiec jakiś szybki maraton, gdzie będę mógł zaatakować rekord życiowy.
Kalisz Gratuluje Panie Arturze!!!!
A ja dziękuję Kaliszowi za wsparcie!
Ogromne Gratulacje. W zeszłym roku moje córki zrobiły sobie zdjęcie z Panem na biegu w Zduńskiej Woli, a parę miesięcy później pisząc pracę w szkole o ulubionym sportowcu córka napisała właśnie o Panu. Tak się krzewi kulturę fizyczną i zdobywa popularność. Brawa za osiągnięcia sportowe i podejście do ludzi.